ASF w Polsce: brak woli współpracy politycznej kosztem hodowców
– Główny lekarz weterynarii otwarcie przyznaje, że bez współpracy z Ministerstwa Klimatu i Środowiska nie wygramy walki z tą chorobą – mówi Bogusław Prałat, prezes Polskiego Związku Niezależnych Producentów Świń.
Od początku tego roku obserwowaliśmy dużą liczbę ognisk tej choroby u dzików. Wydawało się więc tylko kwestią czasu, to kiedy wybuchną one u świń domowych.
Niestety jak co roku spełnił się czarny scenariusz. Do 11 lipca służby potwierdziły 10 ognisk, a w 9 udokumentowanych utrzymywano 12 772 świń.
– Bioasekuracja nie jest w stanie w stu procentach zabezpieczyć stad, gdy presja wirusa w środowisku jest bardzo wysoka. Jeśli nie będziemy ograniczać populacji dzików i usuwać ich truchła, ogniska ASF u świń będą się pojawiać – mówi Aleksander Dargiewicz, prezes Krajowego Związku Pracodawców Producentów Trzody Chlewnej POLPIG,

10. ognisko ASF. Gospodarstwo leży w strefie różowej
Do tej pory liczba ognisk ASF u dzików zbliża się już do 2600. Dla porównania w całym ubiegłym roku służby weterynaryjne potwierdziły ich 2311, a w 2023 roku 2686.
Brak woli współpracy
Eksperci podkreślają, że choć środki publiczne są zaangażowane w walkę z ASF, to reakcje instytucji, w tym przede wszystkim Ministerstwa Klimatu i Środowiska, są zbyt opieszałe.
– Sygnały kierowane do tego ministerstwa wydają się być ignorowane. Budżet państwa traci, a sektor prywatny ponosi olbrzymie straty. Nie może być tak, że jeden z filarów walki z wirusem, jakim jest redukcja populacji dzików jest ignorowany tylko dlatego, że brakuje zrozumienia powagi sytuacji w Ministerstwie Klimatu i Środowiska – mówi Aleksander Dargiewicz, dodając:
– Przyroda sama sobie z chorobą nie poradzi. Skuteczna walka z wirusem wymaga większego zaangażowania w redukcję populacji dzików oraz usuwanie ich szczątków z terenu. Obecna sytuacja generuje straty nie tylko dla budżetu państwa, ale także dla sektora prywatnego, który traci setki milionów złotych.
– Główny lekarz weterynarii otwarcie przyznaje, że bez współpracy z Ministerstwa Klimatu i Środowiska nie wygramy walki z tą chorobą. My to też widzimy. Weterynaria, raz lepiej, raz gorzej, ale coś próbuje robić. A resort środowiska? Mam wrażenie, że jego władze są po prostu przeciwne wszystkiemu, co związane z depopulacją dzików – dodaje Bogusław Prałat, prezes Polskiego Związku Niezależnych Producentów Świń

ASF w Lubelskiem. Inspekcja podała szczegóły nowego ogniska
Hodowcy są poszkodowani
– Wybuchają ogniska ASF i znowu mamy problem z czerwonymi strefami. Nieoficjalnie mówi się, że mają być one dużo większe i wynosić nawet ponad 20 km, a nie jak zazwyczaj 10-12 km – kontynuuje Bogusław Prałat, dodając:
– Rolnicy, którzy się w nich znajdą ponownie otrzymają niższe ceny za sprzedane tuczniki. Znam takich, którzy już trzeci raz są objęci strefą czerwoną i do dziś nie dostali żadnych rekompensat. To są ogromne straty, a nasze państwo, za przeproszeniem, ma to gdzieś.
Obecnie w czerwonych strefach producenci żywca otrzymują 20-40 groszy mniej za kilogram. Kilka lat temu było to nawet o złotówkę mniej.
– Poza tym tacy rolnicy napotykają na ogromne utrudnienia. Nie wszystkie zakłady odbierają świnie ze stref, a jeśli już, to tylko w wybrane dni. Czyli na przykład nie można sprzedać świń w piątek, bo dany zakład bije tuczniki z tych obszarów tylko w poniedziałek – komentuje Bogusław Prałat i dodaje:
– Najtrudniej mają małe gospodarstwa, bo lokalnie często nie ma żadnego zakładu, który odbiera świnie ze strefy. Trzeba jechać daleko, a to podnosi koszty transportu, przez co pośrednicy płacą mniej. I tak zamyka się błędne koło.
Więcej informacji na temat hodowli i produkcji trzody chlewnej znajdziesz w magazynie "Hoduj z Głową Świnie".
Nasz magazyn można zaprenumerować w tradycyjnej formie TUTAJ oraz w e-prenumeracie TUTAJ